5.22.2014

Nowe cukierki

Regularne wpisy kuleją u mnie strasznie.
Nie jesteście na bieżąco z kosmetykami, które używam, a dzielę się z Wami tylko szczątkiem tego, co tak naprawdę chciałabym Wam pokazać. 
Dlatego dla Was na osłodę, a samej sobie na zachętę pokazuję zakupy z ostatniego miesiąca. Sama uwielbiam podglądać, Wasze nowości, dlatego dzisiaj z chęcią podzielę się swoimi. Większość kosmetyków używam od ok. dwóch tygodni, dlatego zdecydowałam się na wstępne opinie.


Bobbi Brown Shimmer Brick (219zł) w odcieniu Nectar na mojej liście życzeń pojawił się zimą. W mojej toaletce brakowało mi typowo rozświetlającego różu, dodającego życia mojej twarzy, czegoś odświeżającego. Najbardziej podoba mi się subtelność  i delikatność samego rozświetlacza, ciężko przesadzić. Wygląda pięknie w makijażu dziennym, zero efektu tandety, jest promieniście, tak jak oczekiwałam, tchu mi jednak nie odbiera. Wcale nie jest wyjątkowy i wcale nie trzeba go mieć.  
Wyjątkowy natomiast okazał się Stila Convertible Color (ok.80zł) w kolorze Gerbera. Idealny brzoskwiniowo-różowy produkt w kremie, do ust i policzków. Formułę ubóstwiam. Na policzkach utrzymuje się cały dzień. Wygląda zjawiskowo!! Kolejna na liście życzeń jest Petunia - koralowo-kremowa brzoskwinka. 
Bobbi Brown Corrector (125zł) w odcieniu Light Bisque okazał się wybawcą w ukrywaniu cieni pod oczami. Na skórze jest praktycznie niewidoczny, nie roluje się, a dzięki brzoskwiniowym tonom neutralizuje moje ogromne cienie pod oczami. Na wierzch wklepuję odrobinę ProLongwear, który nadaje porządnego rozświetlenia oczom i jestem gotowa. Kiedy tylko wykończę Mac'owy korektor, muszę znaleźć coć lżejszego do rozświetlania, bo krycia już nie potrzebuję. A Corrector - niezastąpiony!  
Guerlain Meteorites Perles Iluminating Powder (229zł) w odcieniu 02 Clair. Co tu dużo mówić, jest po prostu piękny. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z rozświetlającymi pudrami wykończeniowymi, ale ten wpasowuje się w moje potrzeby idealnie. Utrwala kremowe produkty i pozostawia na twarzy efekt rozświetlonej i wygładzonej twarzy.  


Lancome Nutrix Royal Mains (129zł) to krem do rąk, kupiony spontanicznie niestety. Pozostawia na dłoniach nietłustą, jedwabistą powłokę, co bardzo lubię. Niestety z poziomem nawilżenia kiepsko. Nie dorasta do kremu Clarins, Hand and Nail Treatment, a już tym bardziej do L'occitane, tego z 20% zawartością masła shea. 
Fitr Vichy Capital Soleil SPF50 Velvety Cream (ok.50zł) przeznaczony jest do skóry normalnej, suchej i wrażliwej. Używam z ogromną przyjemnością, zdecydowanie większą, niż filtr Institut Esthederm poprzedniego lata. Vichy cenię przede wszystkich za tę jedwabistą dosłownie warstwę na twarzy. Po kilku minutach od nałożenia mogę bez problemu nakładać make-up. Nic się nie roluje, nie świeci. Póki co, nic mnie nie wysypało.
Xen Tan Dark Lotion Weekly Self-Tan (ok.130zł) to idealny dowód na to, że czasami warto wejść dwa razy do tej samej rzeki. Pierwsze opakowanie wykończyłam z trudem, po długiej przerwie zdecydowałam się na zakup po raz kolejny. Nie żałuję, bo jest naprawdę dobry. W porównaniu do Sienny X nie ma, aż tak intensywnego zapachu samoopalacza.
Świetną, tańszą alternatywą jest Gradual Tanning Moisturizer od Palmers (ok.25zł). Oczywiście efekt opalenizny jest stopniowy, ale za to bardzo naturalny, nie pomarańczowy, bez jakichkolwiek smug. Zimą wystarczała mi jedna aplikacja, żeby uzyskać efekt skóry muśniętej słońcem. W przypadku tego balsamu niestety, zapach samoopalacza jest naprawdę intensywny. Sama zużyłam już 1,5 opakowania. 


Indeed Labs Hydraluron Moisture Boosting Facial Serum (ok.130zł).
Balance Me Cleanse and Smooth Face Balm (ok.100zł). REN Cleansing Balm skończy mi się za parę dni. Idealna pora na wypróbowanie czegoś nowego, tym bardziej, że widzę po mojej skórze, że taki sposób oczyszczania działa na nią bardzo pozytywnie.
Dermalogica Gentle Cream Exfoliant (ok.140-170zł) Niezastąpiony peeling enzymatyczny. Pisałam o nim już wiele razy, jest po prostu najlepszy - delikatny i bardzo skuteczny. Buźka po użyciu jest gładka i promienista.
Lancome Tonique Douceur (125zł). W ostatnich miesiącach używałam toników od Clarins. Jestem w trakcie wersji rumiankowej i choć jego działanie niewiele różni się od wersji z irysem, to osobiście, ze względu na zapach, chylę się bardziej ku temu drugiemu. To już mój drugi tonik Lancome. Doskonale pamiętam różową wersję nawilżającą, z przyjemnością wypróbuje również tę. 
Pai Skincare Rosehip BioRegenerate Fruit & Seed Oil Blend (ok. 90zł). Efekty widoczne już po pierwszym użyciu!! Wszystkie zaczerwienienia zmniejszone, wyprysków mniej, twarz innej kobiety  w lustrze zobaczyłam rano. Moje odkrycie roku, nie koniecznie firmy, a samego działania olejku z dzikiej róży! Cudotwórca! Ten konkretny, wzbogacony jest o witaminę E. 
First Aid Beauty Facial Radiance Pads (ok. 105zł). Jestem mocno zniechęcona duuużym  wysypem na twarzy, szczególnie na brodzie. Mimo wszystko będę używała nadal. Płatki zawierają kwas mlekowy, glikolowy i salicylowy. Opakowanie zawiera 60 płatków. 
Kiehl's Creamy Eye Treatment with Avocado (ok.145zł). Nadal jestem w trakcie pierwszego opakowania, ale ja lubię robić zapasy. Treściwy, odżywczy i nawilżający, używam również na dzień pod makijaż. Żadnego rolowania.  


P.S. Jak odnosicie się do podawanych przeze mnie cen? 
Chciałybyście, żebym w przyszłości podawała Wam ceny pokazywanych kosmetyków (tak, jak w tym poście),
czy wolałybyście pytać o nie np. w komentarzach?
Co o tym myślicie?

3.16.2014

Moroccanoil Treatment Light


Po pierwsze, ogromnie cieszę się, że zdecydowałam się na wersję Light. Moje włosy, cienkie strasznie podatne na obciążenie, nie sądzę, że zniosłyby jeszcze bardziej gęstą i odżywczą formułę. 
Ale od początku. 






Zapach, mhmm.. ach ten zapach. Piękny! Jeszcze żaden z używanych przeze mnie kosmetyków do włosów nie miał tak cudownego zapachu. Słodkawy, lekko kwiatowy, intensywny. Od momentu nałożenia, utrzymuje się na włosach przez cały dzień. Wieczorem, mimo że już wyblakły, to nadal wyczuwalny. 

Popka - do bani. Nie dozuje gładko i niestety nie mamy pełnej kontroli nad produktem. 
Nie sprawdza się zupełnie, w szczególności jeżeli potrzebuję zaledwie pół pompki. Moje włosy sięgają lekko za ramiona. Używając więcej, łatwo je obciążę. 

Jeżeli miałabym porównać konsystencję Morrocanoil do Kerastase Elixir Ultime, ten pierwszy mimo, że rzadszy, to zdecydowanie bardziej odżywczy. Dużo lepiej radzi sobie z odstającymi włosami, lepiej je wygładza. Włosy są śliskie i tak błyszczące jak jeszcze nigdy. 

Gorąco polecam! 


Marka: Moroccanoil
Cena/pojemność: 179zł/100ml
Gdzie kupiłam?: wszystkodowlosow.pl

3.13.2014

Pielęgnacja twarzy



1. Clarins Toning Lotion with Iris (tonik z irysem do skóry mieszanej/tłustej)
Tonik o najpiękniejszym, odświeżającym zapachu. Koi i łagodzi moją mieszaną cerę. Do tej pory nie używałam lepszego. Uwielbiam, dlatego z ciekawości zaopatrzyłam się w wersję z rumiankiem.

2. Bioderma Sensibio H2O płyn micelarny 
Najtańszy z najskuteczniejszych płynów micelarnych.

3. REN Frankincense Revitalising Night Cream (rewitalizująco-odżywczy krem na noc)
Używam już od 2-óch miesięcy. Jego formuła ma nawilżyć, zrewitalizować, nadać blasku, wygładzić i zredukować zmarszczki.
Nawilża pięknie, dogłębnie i na długo, natomiast blasku żadnego nie zauważyłam. Zauważyłam natomiast, że wypryski na twarzy są rano mniejsze i uspokojone. Pachnie prawdziwym, polnym rumiankiem, a konkretnie jego środkową, żółtą częścią. Jest delikatny i nie utrzymuje się długo na skórze. Mój pierwszy krem na noc, który pozostawia mat na twarzy.
Od niedawna na jego miejsce, REN wprowadził nowy V-Cense Revitalising Night Cream, z lekko zmienionym składem.

4. Trilogy Very Gentle Moisturising Cream (delikatny krem nawilżający dla skóry wrażliwej)
Krem posiada właściwości przeciwzapalne, kojące i antyseptyczne. Jego zadaniem jest dogłębne nawilżenie, oraz poprawa bariery ochronnej skóry.
Używam wyłącznie na dzień. Krem o bardzo bogatej konsystencji, która okazuje się niezwykle lekka na skórze. Samo rozprowadzanie jest dość nieprzyjemne, tępe. Po nałożeniu moja twarz świeci się, jak po nałożeniu lekkiego oleju. Na pełne wchłonięcie muszę czekać ok. 10min., ale przynajmniej w tym momencie mam chwilę na śniadanie. Krem niby bezzapachowy, ale jednak z zapachem. Okropnym, kojarzącym mi się z zapachem jogurtu naturalnego. Zanika szybko, ale i tak ten krok w pielęgnacji jest dla mnie koszmarem. Jedyne co zauważyłam, to dobre nawilżenie, żadnych właściwości kojących i całej reszty obietnic. Nie polecam.

5. Dermalogica Gentle Cream Exfoliant (delikatny peeling enzymatyczny)
Najbardziej skuteczny, delikatny, mój ulubiony. Używam niezmiennie od ponad roku, 2-3 razy w tygodniu. Nie zamienię na nic innego. Skóra po nim jest jak nowa. Gładsza i jaśniejsza.

6. Kiehl's Creamy Eye Treatment With Avocado (krem pod oczy z avocado)
Najlepszy!! Gęsty, wydajny, silnie nawilżający (masło Shea na drugim miejscu w składzie, zawiera również olejek z avocado, oraz wit. A). Nie podrażnia, nie roluje się pod makijażem. Do tej pory używałam krem pod oczy Bobbi Brown (który widocznie zmniejszył moje zmarszczki pod oczami, ale zagwarantował mi również zaczerwienione oczy przez 24/h), oraz Kanebo (który nie robił nic, poza natłuszczaniem okolicy pod oczami) i żaden z nich nie może równać się z tym od Kiehl's.


7. REN No.1 Purity Cleansing Balm (balsam do demakijażu)
Cudo! Zapach słodkiej róży. Używam wieczorem ze ściereczką muślinową do zmywania makijażu. Niewielką ilość ogrzewam suchymi opuszkami palców, przez co balsam przekształca się w lekki olej. Rozprowadzam na suchą twarz i masuję przez 1-2 minuty. Dodaję niewielką ilość wody, przez co konsystencja oleju przekształca się konsystencję mleczka. Masuję jeszcze chwilę i zmywam używając ściereczki. Tak właśnie zmywam makijaż (poza oczami, do demakijażu oczu używam Biodermy). Cały proces powtarzam, raz jeszcze, żeby mieć pewność, że zmyłam WSZYSTKO.  Skóra po użyciu jest  mięciutka, nawilżona, nie czuję żadnego ściągnięcia, ale też żadnej warstwy, która mogłaby skórę przyduszać. Efekty zauważyłam już po pierwszym użyciu, kiedy obudziłam się kolejnego dnia rano. Skóra była bardzo rozjaśniona, wypryski zmniejszone, jestem zachwycona!
Jedynym minusem jest opakowanie.



Poprzedni post o mojej pielęgnacji cery znajdziecie TUTAJ

3.09.2014

My everyday makeup routine

…, czyli mój codzienny makijaż w skrócie.




1. Chanel Vitalumiere Aqua w odcieniu B10.
 Mój podkład nr 1! Jak do tej pory nie znalazłam lepszego. Krycie średnie z możliwością           budowania. Jest bardzo lekki i niewyczuwalny. Dostaję wiele pytań, co takiego robię z moją cerą, że          zawsze wygląda tak zdrowo i świeżo. A to zasługa Vitalumiere Aqua moje Drogie Panie.
Utrzymuje się cały dzień. Przy mojej mieszanej cerze, delikatne świecenie w strefie T zauważam dopiero ok. 16:00 (czyli po 9-ciu godzinach). Wygląda bardzo dobrze na zdjęciach, pomimo SPF15.
Odcień B10 jest najjaśniejszym z gamy naturalnych beży.
Beże z pigmentami różu posiadają oznaczenie BR (beige rose), natomiast te z domieszką pomarańczki - BD (beige dore).

2. Mac ProLongwear Concealer w odcieniu NW15 
Używam wyłącznie pod oczy. Utrzymuje się w stanie nienaruszonym od rana do wieczora i co dla mnie najważniejsze nie zbiera się w zmarszczkach pod oczami. Przykrywa wszystko. Jego formuła wydaje mi się nieco wysuszająca, dlatego polecam porządnie nawilżający krem pod oczy. Jedyne dwa minusy, to efekt ciasta tuż po przypudrowaniu, przez co moje zmarszczki są uwydatnione jeszcze bardziej. No i pompka, którą dozowanie odpowiedniej ilości produktu jest niemożliwe. Marnuję strasznie dużo korektora i jedno opakowanie zużywam w tempie ekspresowym.
Odcień NW15 nadaje się idealnie nie tylko do  rozświetlania okolic oczu, ale i całej twarzy (bruzdy nosowe, czoło, broda). Różowe pigmenty są na tyle zrównoważone, że nie dadzą efektu poszarzałej twarzy. Odcień idealny.

3. Lancome Poudre Majeur Excellence w odcieniu 01 Translucide.
Porządnie zmielony puder w kompakcie. Matuje minimalnie, dając bardzo naturalne wykończenie. Nie kupię go ponownie i nie polecę nikomu. Jego kolor idzie róż i widocznie zmienia kolor podkładu. Utrwalam nim korektor pod oczami i nakładam bardzo delikatnie na strefę T.

4. Guerlain Terracotta Light Sheer Bronzing Powder w odcieniu 03 Brunettes.
Piękny bronzer o średniej pigmentacji, który nadaje skórze efekt delikatnego rozświetlenia. Rozciera się jak marzenie, możliwość nabudowywania pudru, daje większą kontrolę przy aplikacji, szczególnie kiedy jestem blada. W lato z chęcią zaopatrzę się w wersję oryginalną :)


5. Mac Powder Blush w odcieniu Melba.
Odcień wyglądający znakomicie na każdym typie urody. Idealna, matowa brzoskwinka.

6. Golden Rose Eyebrow Pencil w odcieniu 101.
Tych kredek używam już od ok. 5-ciu lat. Jedna wystarcza mi na równy miesiąc, dlatego doceniam, że kosztuje grosze. Utrzymuje się cały dzień, bez jakiegokolwiek rozmazywania. Nie jest zbyt miękka, nie jest zbyt twarda. Odcień 101, jest idealnym grafitem. Sam sekret naturalnie wyglądających brwi tkwi w zawsze naostrzonym trzonku i delikatnych pociągnięciach. Pytania o to czego używam do brwi, zdarzają się jeszcze częściej, niż te dotyczące podkładu.

7. Mac Eye Kohl w odcieniu Teddy.
Kredka w ciepłym, ciemnym odcieniu brązu z drobinkami. Na co dzień zazwyczaj używam jej rysując kreskę na górnej powiece, czasami nakładam na linię wodną, choć nie utrzymuje się na niej dłużej niż godzinę.

8. Mac Paint Pot w odcieniu Soft Ochre.
Mocno kryjący cień w kremie, w żółtym odcieniu. Bardzo dobrze kryje moje wiecznie zaczerwienione powieki. Idealny jako baza pod cienie i w porównaniu z innymi bazami (Artdeco, Urban Decay) jako jedyny nie zbiera się w załamaniach moich tłustych powiek.


9. Lancome Hypnose Star Mascara.
Pogrubiający tusz do rzęs, który utrzymuje się na rzęsach cały dzień, nie rozmazuje się, nie kruszy, nie pozostawia grudek, a do tego ma ładne opakowanie. Po nałożeniu 2-3-ech warstw nadaje rzęsom sporo objętości, bez efektu paskudnych, pajęczych nóżek. Lubię bardzo!


10. Shu Uemura Eyelash Curler.
Używam, choć nie jestem z niej do końca zadowolona. Nie wiem czy to kwestia moich niewielkich oczu, ale zalotka niestety nie łapie wszystkich moich rzęs. Często zewnętrzna część pozostaje niepodkręcona. Mimo wszystko ładnie otwiera moje oko, ale to chyba potrafiłaby zrobić każda inna zalotka.


11. Mac Lipstick w odcieniu Coral Bliss.
Żywy, chłodny koral, który idealnie komponuje się z Melbą na policzkach i rozświetla całą twarz. Colar Bliss to formuła Cremesheen, która jest bardzo kremowa, dobrze kryje i nadaje ustom delikatny połysk. Kolor idealny na wiosnę i lato.

 



12.10.2013

MAC Studio Fix Fluid SPF15

Recenzji na temat tego podkładu znajdziecie w Internecie mnóstwo, strony wypełnione są nimi po brzegi. Jeszcze przed zakupami, przeglądając jedna, po drugiej w oczy rzuciła mi się tylko jedna zależność - albo się Studio Fix Fluid kocha, albo się go nienawidzi.  


Konsystencja podkładu jest gęsta i ciężka, dlatego przeskok z leciutkiego Vitalumiere Aqua okazał się dość drastyczny. 
Krycie średnie, po dwóch cienkich warstwach - pełne. 
Nałożony o 6-tej rano , utrzymuje się na mojej twarzy w nienaruszonym stanie do co najmniej 16-tej. Od razu zaznaczam, że nie dotykam twarzy w ciągu dnia (!!!). 
Studio Fix najlepiej rozprowadza mi Beauty Blender. Nim osiągam najbardziej naturalne wykończenie, jeżeli w ogóle możemy mówić tu o jakiejkolwiek naturalności. Bo to właśnie wykończenie jest dla mnie największą zmorą. 
Płaski mat, przez który moja skóra wygląda na przesuszoną i chorą. Nie spodziewajcie się jakichkolwiek komplementów na temat waszej cery, na skórze widoczny jest z daleka. Mimo, że na zdjęciach wygląda naprawdę dobrze, to w prawdziwym życiu, tynk jakiś! I taki też jego zapach. 
W tym momencie najchętniej mieszam go z Face&Body, który dodaje mojej twarzy lekkiego i zdrowego rozświetlenia.  








Studio Fix Fluid to najgorszy podkład, jaki do tej pory używałam. 
A nie, Maybelline Affinitone, to kolejny tragiczny przypadek, który zachciało mi się wypróbować, ale teraz nie o tym.  
Fix Fluid nie ma szans wyglądać ładnie na twarzy. 
Jeżeli nie potrzebujecie mocnego krycia, a jestem pewna, że większości z Was wystarczy kilka machnięć korektora i lekki podkład dla pełnego zadowolenia, to ja Wam go serdecznie  odradzam. 


Marka: MAC
Cena/pojemność: 124zł/30ml + 24zł-pompka
Gdzie kupiłam?: Salon MAC (wrocławska Magnolia :))

10.23.2013

Guerlain Maxi Lash Mascara

Ponieważ minęły już trzy miesiące, od zaczęłam używać Lancome Definicils, mascarę która swoją drogą jest dość przyzwoita (nie kruszy się, nie odbija na powiekach, jest trwała, lekko klei rzęsy, wydłuża i delikatnie pogrubia. Jest przyzwoita, choć spektakularnego efektu na rzęsach nią nie uzyskałam), dlatego tym razem zdecydowałam się na hit sprzed kilku miesięcy od Guerlain. 



Opakowanie Maxi Lash, jak same widzicie - cudowne. Złote, luksusowe, które same w sobie jest znakomitą zapowiedzią samego tuszu. Zadaniem tuszu z kolei jest podkręcanie, wydłużanie i utrzymywanie uzyskanego efektu, bez sklejania i obciążania. 






Sam tusz rozprowadza się po rzęsach jak marzenie - równomiernie, bez grudek. 
Pierwszy raz mam styczność z tak niesamowitą mascarą. Nie skleja rzęs, mimo nakładania kolejnych warstw. Rzęsy pozostają miękkie, nie twardnieją, jak po spryskaniu lakierem do włosów. Tusz utrzymuje się na rzęsach w stanie nienaruszonym do momentu wieczornego demakijażu, bez osypywania się lub odbijania na powiekach. No i ten fiołkowy zapach, mhmm :] 






Podsumowując, Maxi Lash to zdecydowanie najlepsza mascara, jaką miałam okazję do tej pory używać. Znakomita jakość, którą gorąco polecam.  



Marka: Guerlain
Cena/pojemność: 144zł/8,5ml
Gdzie kupiłam?: Douglas

10.20.2013

Ole Henriksen Narture Me - Soothing Creme

Do kremu Ole Henriksen Narture Me przyciągnął mnie przede wszystkim bardzo ładny skład. Witamina A, E, B5, oraz witamina C, mnóstwo naturalnych olejków (z nasion słonecznika, owoców dzikiej róży, oraz kiełków pszenicy, ) a także ekstraktów (z nagietka, rumianku, grejpfruta i pomarańczy).
Sam krem przeznaczony jest do skóry wrażliwej. Jego zadaniem jest ją koić, łagodzić i intensywnie ją nawilżać. Ma chronić skórę przed negatywnym wpływem środowiska, wzmacniając jej naturalne mechanizmy obronne. 

 





Recenzję zaczynam, jak zawsze od zapachu :] Dość intensywny, imitujący pomarańczę. Tak właściwie pachnie mi on raczej olejkiem pomarańczowym do pieczenia ciast niż prawdziwą pomarańczą i utrzymuje się na skórze ok.2h.
To, co dziwi mnie najbardziej, to sam fakt, że krem przeznaczony do cery wrażliwej posiada tak intensywny zapach i kolor. Mnie na szczęście, ani nie podrażnia, ani nie przeszkadza, choć wiem, że wiele osób miałoby z tym problem.

Konsystencja jest bardzo lekka, wręcz kremowo-żelowa. Sam krem wchłania się błyskawicznie i stanowi dość dobrą bazę pod makijaż. Nie pozostawia na skórze jakiejkolwiek, nieprzyjemnej warstwy. W ciągu dnia nie powoduje w jakikolwiek sposób przetłuszczania się lub niezdrowego błyszczenia skóry. Nie spowodował u mnie zapchania porów, co w większości kosmetyków jest moją zmorą!

Po 1,5 miesiąca nieprzerwanego stosowania raz dziennie, zauważyłam znaczne rozjaśnienie mojej twarzy. Skóra wygląda na świeżą, a wiecznie czerwone policzki, jakby się uspokoiły i rozjaśniały. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro nie mogę się nadziwić, co takiego się stało, że koloryt mojej twarzy tak znacząco się wyrównał. Pod tym względem jest znakomity!!

Jedynym jego minusem jest jak dla mnie zbyt słabe nawilżenie. Moja skóra jest miękka i czuje się nawilżona jedynie przez pierwsze 2 godziny. Mój podkład nie wygląda na niej tak dobrze, jak wyglądał w czasie używania mojego ukochanego kremu REN [recenzja]

Z przyjemnością zużyję ten (niestety plastikowy) słoiczek do końca, bo jeszcze żaden specyfik nie dał mi tak widocznych efektów. Jeśli jednak miałabym wybierać, to wolałabym postawić na porządne nawilżenie bez rozjaśnienia, niż na rozjaśnienie bez wystarczającego nawilżenia. 

Ole Henriksen nie testuje na zwierzętach.  



Marka: Ole Henriksen
Cena/pojemność: ok.210zł/50ml
Gdzie kupiłam?: feelunique.com/ dostępny również na strawberrynet.com

8.06.2013

Clarisonic Mia Replacement Brush Heads. Delicate vs. Sensitive

Nad zakupem samej szczoteczki Clarisonic zastanawiałam się naprawdę długo. Wątpliwości i niepewności co do jej skuteczności było mnóstwo. Moja cera jednak głośno wołała o pomoc. 
Po pół roku używania myślę, że nie było się nad czym zastanawiać, bo tak naprawdę mycia twarzy dłońmi, czy nawet szmatką muślinową nie potrafię już sobie wyobrazić. To jedynie moja krótka opinia, co do samej szczoteczki 


Jeżeli chodzi o końcówki - ich wymiana zalecana jest po 3-4 miesiącach używania.  W moim przypadku, kiedy okres ten dobiegał końca, zauważyłam coraz częściej pojawiające się wypryski na mojej twarzy. 

Moja cera jest wrażliwa i delikatna, bardzo łatwo jest ją podrażnić, a jeszcze łatwiej pozatykać jej pory. Do tego jest cienka, mimo moich 24-ech lat mam takie zmarszczki mimiczne, jakich nie dorobiły się  jeszcze moje starsze koleżanki ( jest to w dużym stopniu problem genetyczny). Poza tym delikatnie przetłuszczam się w strefie 'T'. 

Końcówka Sensitive wydawała mi się początkowo idealna. Oczyszczała dogłębnie, bez jakichkolwiek podrażnień. Z czasem używania jednak zaczęłam odczuwać na twarzy pewien dyskomfort . Tak, jakby miliony malutkich igiełek wbijały się w moją skórę. Była twarda i nieprzyjemna. 
Kiedy nadszedł czas wymiany końcówki wahałam się mocno - pozostać przy Sensitive, czy wypróbować czegoś nowego? Sensitive nie była przyjemna w użyciu, ale przynajmniej miałam pewność, że porządnie oczyszczała moją skórę. Obawiałam się, że Delicate może okazać się aż zanadto delikatna.  



Końcówka Delicate jest tak miękka, że do tej pory nie czuję jej praktycznie na twarzy, jest MEGA delikatna! Oczyszcza z taką samą skutecznością, jak poprzedniczka. Już po tygodniu używania zauważyłam drastyczne wygładzenie skóry, którego nie dała mi Sensitive. Moja skóra czuje się 100 razy lepiej z wersją Delicate. Gorąco polecam. 


7.27.2013

Sally Hansen Airbrush Legs




  
Rajstopy w spray'u od Sally Hansen stały się już chyba kultowym produktem upiększającym do nóg. 
Ogrom pozytywnych recenzji przekonał mnie do kupna, tym bardziej, że udało mi się trafić na promocję. 
Light Glow to najjaśniejszy odcień z gamy 4 dostępnych. 
Zaraz po pierwszym roztarciu na skórze, moim oczom ukazał się kolor marchewki. Myślałam, że śnię, bo kolor pomarańczy wyglądał dość intensywnie na mojej bladej skórze.
Kiedy jednak zaczęłam przykładać się do równomiernego rozcierania, kolor jakby złagodniał i stawał się coraz bardziej naturalny, a skóra bardziej wygładzona i rozświetlona.

Tuż przed aplikacją posmarowałam nogi balsamem lub masłem do ciała, co prawdopodobnie przyczyniło się do brudzenia ubrań i wszystkiego wokół. Dość ciężko było mi rozprowadzić produkt na suchej skórze. 

 

 


 





Podczas przygotowywania zdjęć do tego posta, okazało się że niestety produkt bardzołatwo brudzi ubrania.