12.10.2013

MAC Studio Fix Fluid SPF15

Recenzji na temat tego podkładu znajdziecie w Internecie mnóstwo, strony wypełnione są nimi po brzegi. Jeszcze przed zakupami, przeglądając jedna, po drugiej w oczy rzuciła mi się tylko jedna zależność - albo się Studio Fix Fluid kocha, albo się go nienawidzi.  


Konsystencja podkładu jest gęsta i ciężka, dlatego przeskok z leciutkiego Vitalumiere Aqua okazał się dość drastyczny. 
Krycie średnie, po dwóch cienkich warstwach - pełne. 
Nałożony o 6-tej rano , utrzymuje się na mojej twarzy w nienaruszonym stanie do co najmniej 16-tej. Od razu zaznaczam, że nie dotykam twarzy w ciągu dnia (!!!). 
Studio Fix najlepiej rozprowadza mi Beauty Blender. Nim osiągam najbardziej naturalne wykończenie, jeżeli w ogóle możemy mówić tu o jakiejkolwiek naturalności. Bo to właśnie wykończenie jest dla mnie największą zmorą. 
Płaski mat, przez który moja skóra wygląda na przesuszoną i chorą. Nie spodziewajcie się jakichkolwiek komplementów na temat waszej cery, na skórze widoczny jest z daleka. Mimo, że na zdjęciach wygląda naprawdę dobrze, to w prawdziwym życiu, tynk jakiś! I taki też jego zapach. 
W tym momencie najchętniej mieszam go z Face&Body, który dodaje mojej twarzy lekkiego i zdrowego rozświetlenia.  








Studio Fix Fluid to najgorszy podkład, jaki do tej pory używałam. 
A nie, Maybelline Affinitone, to kolejny tragiczny przypadek, który zachciało mi się wypróbować, ale teraz nie o tym.  
Fix Fluid nie ma szans wyglądać ładnie na twarzy. 
Jeżeli nie potrzebujecie mocnego krycia, a jestem pewna, że większości z Was wystarczy kilka machnięć korektora i lekki podkład dla pełnego zadowolenia, to ja Wam go serdecznie  odradzam. 


Marka: MAC
Cena/pojemność: 124zł/30ml + 24zł-pompka
Gdzie kupiłam?: Salon MAC (wrocławska Magnolia :))

10.23.2013

Guerlain Maxi Lash Mascara

Ponieważ minęły już trzy miesiące, od zaczęłam używać Lancome Definicils, mascarę która swoją drogą jest dość przyzwoita (nie kruszy się, nie odbija na powiekach, jest trwała, lekko klei rzęsy, wydłuża i delikatnie pogrubia. Jest przyzwoita, choć spektakularnego efektu na rzęsach nią nie uzyskałam), dlatego tym razem zdecydowałam się na hit sprzed kilku miesięcy od Guerlain. 



Opakowanie Maxi Lash, jak same widzicie - cudowne. Złote, luksusowe, które same w sobie jest znakomitą zapowiedzią samego tuszu. Zadaniem tuszu z kolei jest podkręcanie, wydłużanie i utrzymywanie uzyskanego efektu, bez sklejania i obciążania. 






Sam tusz rozprowadza się po rzęsach jak marzenie - równomiernie, bez grudek. 
Pierwszy raz mam styczność z tak niesamowitą mascarą. Nie skleja rzęs, mimo nakładania kolejnych warstw. Rzęsy pozostają miękkie, nie twardnieją, jak po spryskaniu lakierem do włosów. Tusz utrzymuje się na rzęsach w stanie nienaruszonym do momentu wieczornego demakijażu, bez osypywania się lub odbijania na powiekach. No i ten fiołkowy zapach, mhmm :] 






Podsumowując, Maxi Lash to zdecydowanie najlepsza mascara, jaką miałam okazję do tej pory używać. Znakomita jakość, którą gorąco polecam.  



Marka: Guerlain
Cena/pojemność: 144zł/8,5ml
Gdzie kupiłam?: Douglas

10.20.2013

Ole Henriksen Narture Me - Soothing Creme

Do kremu Ole Henriksen Narture Me przyciągnął mnie przede wszystkim bardzo ładny skład. Witamina A, E, B5, oraz witamina C, mnóstwo naturalnych olejków (z nasion słonecznika, owoców dzikiej róży, oraz kiełków pszenicy, ) a także ekstraktów (z nagietka, rumianku, grejpfruta i pomarańczy).
Sam krem przeznaczony jest do skóry wrażliwej. Jego zadaniem jest ją koić, łagodzić i intensywnie ją nawilżać. Ma chronić skórę przed negatywnym wpływem środowiska, wzmacniając jej naturalne mechanizmy obronne. 

 





Recenzję zaczynam, jak zawsze od zapachu :] Dość intensywny, imitujący pomarańczę. Tak właściwie pachnie mi on raczej olejkiem pomarańczowym do pieczenia ciast niż prawdziwą pomarańczą i utrzymuje się na skórze ok.2h.
To, co dziwi mnie najbardziej, to sam fakt, że krem przeznaczony do cery wrażliwej posiada tak intensywny zapach i kolor. Mnie na szczęście, ani nie podrażnia, ani nie przeszkadza, choć wiem, że wiele osób miałoby z tym problem.

Konsystencja jest bardzo lekka, wręcz kremowo-żelowa. Sam krem wchłania się błyskawicznie i stanowi dość dobrą bazę pod makijaż. Nie pozostawia na skórze jakiejkolwiek, nieprzyjemnej warstwy. W ciągu dnia nie powoduje w jakikolwiek sposób przetłuszczania się lub niezdrowego błyszczenia skóry. Nie spowodował u mnie zapchania porów, co w większości kosmetyków jest moją zmorą!

Po 1,5 miesiąca nieprzerwanego stosowania raz dziennie, zauważyłam znaczne rozjaśnienie mojej twarzy. Skóra wygląda na świeżą, a wiecznie czerwone policzki, jakby się uspokoiły i rozjaśniały. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro nie mogę się nadziwić, co takiego się stało, że koloryt mojej twarzy tak znacząco się wyrównał. Pod tym względem jest znakomity!!

Jedynym jego minusem jest jak dla mnie zbyt słabe nawilżenie. Moja skóra jest miękka i czuje się nawilżona jedynie przez pierwsze 2 godziny. Mój podkład nie wygląda na niej tak dobrze, jak wyglądał w czasie używania mojego ukochanego kremu REN [recenzja]

Z przyjemnością zużyję ten (niestety plastikowy) słoiczek do końca, bo jeszcze żaden specyfik nie dał mi tak widocznych efektów. Jeśli jednak miałabym wybierać, to wolałabym postawić na porządne nawilżenie bez rozjaśnienia, niż na rozjaśnienie bez wystarczającego nawilżenia. 

Ole Henriksen nie testuje na zwierzętach.  



Marka: Ole Henriksen
Cena/pojemność: ok.210zł/50ml
Gdzie kupiłam?: feelunique.com/ dostępny również na strawberrynet.com

8.06.2013

Clarisonic Mia Replacement Brush Heads. Delicate vs. Sensitive

Nad zakupem samej szczoteczki Clarisonic zastanawiałam się naprawdę długo. Wątpliwości i niepewności co do jej skuteczności było mnóstwo. Moja cera jednak głośno wołała o pomoc. 
Po pół roku używania myślę, że nie było się nad czym zastanawiać, bo tak naprawdę mycia twarzy dłońmi, czy nawet szmatką muślinową nie potrafię już sobie wyobrazić. To jedynie moja krótka opinia, co do samej szczoteczki 


Jeżeli chodzi o końcówki - ich wymiana zalecana jest po 3-4 miesiącach używania.  W moim przypadku, kiedy okres ten dobiegał końca, zauważyłam coraz częściej pojawiające się wypryski na mojej twarzy. 

Moja cera jest wrażliwa i delikatna, bardzo łatwo jest ją podrażnić, a jeszcze łatwiej pozatykać jej pory. Do tego jest cienka, mimo moich 24-ech lat mam takie zmarszczki mimiczne, jakich nie dorobiły się  jeszcze moje starsze koleżanki ( jest to w dużym stopniu problem genetyczny). Poza tym delikatnie przetłuszczam się w strefie 'T'. 

Końcówka Sensitive wydawała mi się początkowo idealna. Oczyszczała dogłębnie, bez jakichkolwiek podrażnień. Z czasem używania jednak zaczęłam odczuwać na twarzy pewien dyskomfort . Tak, jakby miliony malutkich igiełek wbijały się w moją skórę. Była twarda i nieprzyjemna. 
Kiedy nadszedł czas wymiany końcówki wahałam się mocno - pozostać przy Sensitive, czy wypróbować czegoś nowego? Sensitive nie była przyjemna w użyciu, ale przynajmniej miałam pewność, że porządnie oczyszczała moją skórę. Obawiałam się, że Delicate może okazać się aż zanadto delikatna.  



Końcówka Delicate jest tak miękka, że do tej pory nie czuję jej praktycznie na twarzy, jest MEGA delikatna! Oczyszcza z taką samą skutecznością, jak poprzedniczka. Już po tygodniu używania zauważyłam drastyczne wygładzenie skóry, którego nie dała mi Sensitive. Moja skóra czuje się 100 razy lepiej z wersją Delicate. Gorąco polecam. 


7.27.2013

Sally Hansen Airbrush Legs




  
Rajstopy w spray'u od Sally Hansen stały się już chyba kultowym produktem upiększającym do nóg. 
Ogrom pozytywnych recenzji przekonał mnie do kupna, tym bardziej, że udało mi się trafić na promocję. 
Light Glow to najjaśniejszy odcień z gamy 4 dostępnych. 
Zaraz po pierwszym roztarciu na skórze, moim oczom ukazał się kolor marchewki. Myślałam, że śnię, bo kolor pomarańczy wyglądał dość intensywnie na mojej bladej skórze.
Kiedy jednak zaczęłam przykładać się do równomiernego rozcierania, kolor jakby złagodniał i stawał się coraz bardziej naturalny, a skóra bardziej wygładzona i rozświetlona.

Tuż przed aplikacją posmarowałam nogi balsamem lub masłem do ciała, co prawdopodobnie przyczyniło się do brudzenia ubrań i wszystkiego wokół. Dość ciężko było mi rozprowadzić produkt na suchej skórze. 

 

 


 





Podczas przygotowywania zdjęć do tego posta, okazało się że niestety produkt bardzołatwo brudzi ubrania.  



7.24.2013

Wakacyjna kosmetyczka cz. III - makijaż




 

1. Chanel Vitalumiere Aqua w odcieniu 20 Beige. Nie wspominałam o nim jeszcze na blogu, ale jak do tej pory okazał się najlepszym podkładem spośród tych, które do tej pory używałam. Ma bardzo dobre krycie (od lekkiego, przez średnie do pełnego), jest lekki na twarzy, nawet w te upały. Bardzo dobrze trzyma się skóry. Po porannym makijażu, ciężko jest mi go zmyć z dłoni. Na twarzy wygląda bardzo naturalnie, satynowo. Skóra wydaje się być lekko rozświetlona, żywa, zdrowa, bez niezdrowego świecenia, mimo mojej mieszanej cery. To już moja 3 butelka. Aha, posiada SPF15.  
2. MAC Pro Longwear Concealer w odceiniu NW15. Długotrwały, wodoodporny, korektor o gęstej konsystencji. Bardzo dobrze kryje, pozostawia na skórze całkowity mat. Lekko wysusza miejsca, w których go nałożę, szczególnie odczuwam to pod oczami. Muszę jakiś dobrze nawilżający krem pod oczy kupić. 
3. MAC Prep+Prime Highlighter w odcieniu Radiant Rose. Świetny różowy rozświetlacz nie tylko pod oczy. Nakładam go również na brodę, łuk kupidyna, wzdłuż nosa i pionowo na czoło. Jeżeli będę miała okazję dorwać w strefie wolnocłowej Touche Eclat z chęcią porównam te dwa rozświetlacze ze sobą.  

 

1. Lancome Poudre Majeur Excellence w odcieniu 01 Translucide. Puder matujący, który nie matuje. Używam go jedynie do lekkiego utrwalenia. Po nałożeniu na twarz nawet kilkoma warstwami jest praktycznie niewidoczny i za to go lubię. Z pewnością nie kupię go ponownie. Jest zatrważająco niewydajny.  

2. MAC Powder Blush w odcieniu Melba. Efekt na twarzy możecie obejrzeć tutaj (KLIK). Idealny na lato. 

3. Bourjois Delice de Poudre Bronzing Powder. Zabieram go ze sobą tylko i wyłącznie dlatego, że innego bronzera nie posiadam. Laguna jest na mojej liście życzeń.  

 

1. Catrice Lash Brow Designer.  Nieszczególne polecam. Nie skleja, ale też nie utrwala na dłuższą metę. Po przeczesaniu brwi żelem, jest mi łatwiej podkreślić je kredką. Nadal szukam dobrego żelu do brwi i życzyłabym sobie nieprzezroczyste opakowanie. Po kilku tygodniach używania zawartość wygląda okropnie. 

2. Golden Rose Eyebrow w odcieniu 101. Ta kredka jest ze mną już od dobrych pięciu lat. Ma piękny grafitowy odcień - chłodny, nie za szary, jest odpowiednio miękka i kosztuje 8,50zł. Jedna wystarcza mi na równy miesiąc, ale tylko dlatego, że przy podkreślaniu każdej z brwi, ostrzę ją 2 razy. Efekt na moich brwiach możecie podpatrzeć np. tutaj (KLIK)

3. Tweezerman penseta. Ostra i precyzyjna. Czy można chcieć więcej od pensety? 

 

1. Shiseido Accentuating Cream Eyeliner w odcieniu Black. Upałów nie wytrzymuje, odbija się na górnej powiece po ok. dwóch godzinach. Jest jednak intensywnie czarny, a używanie to sama przyjemność. Na powiekach rozprowadza się jak masełko. Używam go już 1,5 roku i nadal świetnie mi służy.  

2. Estee Lauder Eyeshadow Duo w odcieniu Raisins.  

3. MAC Eye Kohl w odcieniu Teddy. Alternatywa dla czarnej kredki. 

 

1. Ardell Invisibands Demi Wispies False Eyelashes. Żeby poszaleć wieczorem :) 

2. Duo Adhesive Lash Glue

3. Max Factor False Lash Effect Waterproof Mascara.  Nie wiem co mnie podkusiło do kupna mascary z silikonową szczoteczką. Nie mam problemu z krótkimi rzęsami, dlatego wolę szczoteczki z włosia, które potrafią je dużo lepiej podkreślić - wydłużyć i podkręcić. Ten tusz jedynie skleja moje rzęsy. Wiem, że na krótszych rzęsach sprawdza się o niebo lepiej. Na wszelki wypadek zabieram wodoodporną mascarę, jednak liczę, że znajdę coś lepszego w strefie wolnocłowej.   

 

1. Spehora Powder Brush

2. Real Techniques Buffing Brush

3. Real Technique Contour Brush

4. MAC 217 Blending Brush

7.21.2013

Wakacyjna kosmetyczka cz. II - pielęgnacja ciała i włosów


1. Lactacyd Femina. Zastanawiałam się przez chwilę, czy powinnam pokazywać Wam swój żel do higieny intymnej. Stwierdziłam, że nigdy wcześniej i  już nigdy później Wam go pokazywać nie będę, dlatego teraz mam przynajmniej okazję powiedzieć, że bardzo go lubię i używam go od zawsze.  
2. Rituals Zensation Foaming Shower Gel Sensetion. Forma identyczna jak w żelu do golenia Gilette. Jedyna różnica to zapach. Delikatny, czysty, świeży jak w SPA!! 


3. The Body Shop Cocoa Butter Body Scrub. Wersja mini. Nigdy jeszcze nie miałam do czynienia z peelingami The Body Shop. Wakacje to świetna okazja do testów. 



4. Sally Hansen Airbrush Legs. Wybrałam najjaśniejszy z odcieni - Light Glow. Nie wiem czego się po tym cudzie spodziewać, ale moje oczekiwania są wysokie. 


5. Nuxe Huile Prodigieuse. Must have!! 


6. Calvin Klein One Summer 2013. Z zapachami mam ostatnio dość spory problem. Zapachy, które posiadam i które podobały mi się od lat, nagle przestają mnie interesować. Idąc do perfumerii w żadnych nie potrafię odnaleźć tego 'czegoś'. Dziwny stan. Nie wiedząc czego chcę na wakacje zdecydowałam się na lekkiego i świeżego Calvin'a. W tym roku jest jak dla mnie, nieco zbyt cytrusowy. 



1. Philip Kingsley Flaky/Itchy Scalps Shampoo
2. Macadamia Moisturizing Rinse
3. Kerastase Elixir Ultime
4. Tangle Teezer

Poniżej lokówka Remington Pearl Pro Curl o średnicy 32mm. Grubość loków jest dość spora, dlatego na moich włosach (lekko za ramiona) nadaje efekt, dużych i grubych loków
Jest mała i lekka. Idealna w podróży.