10.06.2014

Ulubieńcy ostatnich miesięcy


1. Biologique Recherge Lotion P50
Tonik złuszczający, po którym moja skóra odrodziła się na nowo. Po ok. 1,5 miesiąca stosowania wypryski, z którymi walczyłam od trzech (!!!) lat zniknęły całkowicie. Cera jest wygładzona, miękka i rozjaśniona.  Po tej całej masakrze, którą miałam na twarzy, pozostały jedynie ślady potrądzikowe, które wyraźnie bledną. Nareszcie lubię swoją twarz bez makijażu! A wczoraj nawet skomplementowano moją gładką buzię! Aaaaaa!!!
Toniku używam raz dziennie, zazwyczaj wieczorem. 
Cena jest dość zaporowa (199zł/150ml), ale za to wydajność ogromna. 



2. Burt's Bees Lemon Butter Cuticle Cream 
Baaardzo skuteczne masełko do skórek. Od przesuszenia moje skórki były aż białe, to chyba najwyższy poziom zaniedbania, extremalne przesuszenie, co za wstyd. Wystarczyło mi tylko jedno smarnięcie wieczorem + L'occitane z masłem shea, a rano moje dłonie w końcu zaczęły wyglądać normalnie. Nie przepadam jedynie za jego intensywnym, cytrynowym zapachem. 



3. Ole Henriksen pure truth youth activating oil
.., czyli nic innego, jak olejek z dzikiej róży, wzbogacony witaminami (A,C,E, a także o kwasy Omega 3, 6 i 9). On również w znacznej mierze przyczynia się do obecnego stanu mojej cery. Chyba najbardziej wpłynął na rozjaśnienie przebarwień i rozświetlenie cery. Działa tak samo, jak olejek PAI, nie widzę między nimi różnicy w działaniu, natomiast zdecydowanie bardziej pasuje mi jego lekka i łatwa do rozprowadzania konsystencja. Dodatkowy plus to przyjemny zapach pomarańczek. 
Używam wieczorem, jako serum. Krem na noc pomijam.


4. Chanel Rouge Allure Velvet #47 L'Amoureuse 
Kolor bardzo jesienny- głęboki, śliwkowy róż. To nie moja pierwsza pomadka z tej serii. Allure Velvet przyciąga mnie nie tylko swoim cudownym, ciężkim, klikającym opakowaniem (bawię się nim bez przerwy, jeśli tylko wpadnie mi w dłonie i kiedy nikt nie patrzy), ale przede wszystkim wykończeniem. Niby matowe, ale jakby po części satynowe. Konsystencja jest bardzo kremowa, co podnosi komfort noszenia, jednak przed nałożeniem muszę koniecznie posmarować usta czymś nawilżającym, inaczej mi je podsuszy. 



5. Guerlain Meteorites Perles Iluminating Powder #02 Clair 
Wygładza moje zmarszczki mimiczne, wygładza cerę, rozświetla ją, ulepsza i upiększa. Jest w zasadzie niewidoczny, nawet nałożony w większej ilości (większą ilość uskuteczniam każdego dnia) i nie zmienia koloru podkładu. Wiele osób boi się go, lub nie lubi ze względu na maleńkie drobinki rozświetlające, jakie zawiera. Drobinki owszem są, ale subtelne i nietandetne. 


6. Clarins Instant Smooth Perfecting Touch Makeup Base 
Wygładzająca baza pod makijaż. Nic dodać, nic ująć. Stosuję niestety tylko na większe wyjścia, przy dłuższym używaniu zapycha mnie niemiłosiernie. Wypełnia wszystkie rozszerzone pory (mój największy problem przy nosie), wygładza zmarszczki (nawet te drobne pod oczami), prasuje cerę. W połączeniu z meteorytami, daje na twarzy MEEEGA efekt! 
Nie przedłuża trwałości makijażu.  


7.08.2014

PAI Rosehip Oil - olejek z dzikiej róży

Olejek z dzikiej róży przepełniony jest witaminami, przeciwutleniaczami i kwasami tłuszczowymi, które mają za zadanie zmniejszyć widoczność przebarwień spowodowanych promieniowaniem słonecznym i przywrócić do porządku przesuszone miejsca na twarzy, skorygować zmarszczki i co dla mnie najważniejsze - zlikwidować blizny potrądzikowe. Przeznaczony do każdego typu cery, a ja polecam go szczególnie wszystkim wrażliwcom. 



Olejek jest bardzo lekki, nietłusty, prawie jak suchy olejek do ciała. Oczywiście po nałożeniu twarz świeci, jak to po nałożeniu olejku, ale nie ma przy tym uczucia ciężkości i przyduszania skóry. 
Jego zapach kojarzy mi się z wysuszonymi listkami herbaty. Nie są to perfumy dla mojego nosa, ale przynajmniej mnie od niego nie odrzuca. 
Rezultaty zauważyłam już po pierwszym użyciu. Istna rewolucja.
Skóra rano jest bardziej rozjaśniona, nawilżona, gładka, zdrowa. Po kilku tygodniach stosowania widać wyraźnie, że blizny potrądzikowe bledną, zaczerwienienia na policzkach są jakby mniejsze. Teraz z przyjemnością patrzę w lustro, kiedy widzę, jak zmienia się wygląd mojej skóry. Ten produkt jest tak wszechstronny, że aż ciężko uwierzyć, jak wiele dla niej robi. Dla mnie cud i jedno w większych odkryć tego roku!





Przed zakupem mocno obawiałam się zapchania. 
Moja skóra od zawsze reagowała na większość podkładów, kremów i na wszystko w zasadzie co na nią kładłam, a moja broda była na to szczególnie narażona. Ciężko jednak było przejść obojętnie obok tak dużej ilości pozytywnych recenzji i opinii. 
Nałożony wieczorem na jakiekolwiek wypryski, znacznie je uspokaja i mam wrażenie, że radzi sobie z nimi dużo lepiej niż olejek z drzewa herbacianego, bo dodatkowo te miejsca rozjaśnia. 

Wiele naturalnym marek posiada w swojej ofercie olejki z dzikiej róży - PAI, Trilogy, Ole Henriksen (ten będę testować, jako kolejny), Melvita, A'kin, Antipodes i tak można wymieniać w nieskończoność. Większość z nich jest dodatkowo wzbogacana o dodatkowe oleje lub witaminy, ale sądzę, że ten zakupiony w zwykłym zielarskim sklepie, nie będzie bardzo odstawał od reszty i da na skórze bardzo podobny efekt. 

Jak stosuję. 
Co wieczór, na jeszcze lekko wilgotną po toniku twarz nakładam dosłownie 3 krople olejku (+2 na szyję). Stosuję jako serum, ale nie nakładam na to już żadnego kremu, pomijając ten pod oczy. 


Marka: PAI Skincare
Cena/pojemność: ok.90zł/100ml
Gdzie kupiłam?: beautybay.com

7.07.2014

REN Skincare






REN Frankincense Revitalising Night Cream  
(ok.180zł/50ml)  


.., czyli rewitalizująco-odżywczy krem na noc. 
Jego formuła ma nawilżyć, zrewitalizować, nadać blasku, wygładzić i zredukować zmarszczki.
Nawilża pięknie, dogłębnie i na długo, niestety dodatkowego blasku nie zauważyłam. Od dłuższego czasu używam go na dzień (na noc nie ma nic lepszego dla mojej skóry, niż kilka kropel olejku z dzikiej róży), jest świetną bazą pod makijaż, pozostawia skórę niesamowicie gładką.  Dzięki leciutkiej konsystencji nic się na nim nie roluje, a sam krem nie przyspiesza przetłuszczania. 
Pachnie prawdziwym, polnym rumiankiem, a konkretnie jego środkową, żółtą częścią. Zapach jest delikatny i nie utrzymuje się długo na skórze. 
Obecna nazwa kremu to V-Cense Revitalising Night Cream.







REN Evercalm Global Protection Day Cream 
(ok.150zł/50ml) 


Wcześniej istniał pod nazwą Hydra-Calm Global Protection Day Cream.
Ma przyjemniejszą i bardziej bogatą konsystencję od kremu na noc. Leciutki, nietłusty, dosłownie wtapia się w skórę. To już moje drugie opakowanie, moja skóra uwielbia taką porządną dawkę nawilżenia.
Sprawdza się świetnie pod makijaż, nawet podczas upałów po 31stopni.
Pełna recenzja TUTAJ.







REN Rosa Centifolia Cleansing Gel 
(ok.75zł/150ml) 



Żel na bazie wody różanej.
Bardzo delikatny, ale na tyle skuteczny, że twarz po umyciu aż skrzypi. Nie pozostawia dyskomfortu ściągniętej skóry.
Zapach typowy dla całej linii, przyjemny, delikatny, różany.
Konsystencja lekko glutowata i rzadka, przez co żel jest strasznie niewydajny.
Skład jest dość podstawowy (m.in. delikatny detergent, sok z aloesu, gliceryna, kwas mlekowy), dlatego nie sądzę, żeby tak mała pojemność była warta ponad 70zł.
Nie kupię ponownie.








REN Rosa Centifolia Gentle Exfoliating Cleanser 
(ok.85zł/100ml) 



..., czyli kremowy, myjący złuszczacz mojego chłopaka do codziennego stosowania. Peelingów mechanicznych nie używam w ogóle. Moja skóra nie reaguje na nie najlepiej, jest zbyt wrażliwa nawet na codzienne zmywanie balsamu myjącego mokrym ręcznikiem, a co dopiero na drobinki złuszczające.
Szkoda by jednak było nie pokazanie Wam tego produktu, dlatego nie mogłam odpuścić i go nie przetestować.
Do produktu zrobiłam dwa podejścia. Oba zakończyły się mocnym podrażnieniem. Po pierwsze, u mnie zupełnie nie sprawdza się do codziennego stosowania. Drobinki są zbyt ostre, nawet mój chłopak powiedział, że to całe oczyszczanie jest bolesne (z wiekiem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że faceci lubią dramatyzować).
Po pierwszym użyciu, moja skóra była gładziutka, nie ściągnięta i czysta, jednak drugie użycie spowodowało wysyp na brodzie.
Konsystencja przyjemna, lekka i kremowa. Zapach mentolu bardzo delikatny, sam produkt nie pozostawia na skórze efektu chłodzącego.
Peelingu używa mój chłopak i używa go zaledwie raz w tygodniu.








REN No.1 Purity Cleansing Balm 
(ok.130zł/100ml)  



Niestety wersja w tubce. Opakowanie dość niewdzięczne, szczególnie pod koniec.
Skończyłam już całe opakowanie i zdążyłam przetestować w tym czasie dwa inne produkty tego rodzaju (emma hardie - moja ulubiona i balance me).
O tym jak używam tego produktu, pisałam TUTAJ.
Balsam bazuje na oleju ze słodkich migdałów.
Bardzo efektywny, świetnie radzi sobie ze zmywaniem makijażu. Nie pozostawia żadnego, tłustego filmu na twarzy. Pozostawia skórę mięciutką, nawilżoną, czystą, rozjaśnioną, szczęśliwą, dosłownie! Żaden produkt do mycia twarzy nie dał mi tak widocznych efektów już po pierwszym użyciu.
No właśnie, a efekt po użyciu jest praktycznie taki sam, jak po użyciu balsamu Emmy Hardie, z tym że REN niestety okropnie podrażnia moje oczy, a Emma Hardie nie. Jeżeli choć odrobinka dostanie się do oka, szczypie jak cholera!
Używam 1-2 razy w tygodniu.
Nie kupię ponownie.


 


5.22.2014

Nowe cukierki

Regularne wpisy kuleją u mnie strasznie.
Nie jesteście na bieżąco z kosmetykami, które używam, a dzielę się z Wami tylko szczątkiem tego, co tak naprawdę chciałabym Wam pokazać. 
Dlatego dla Was na osłodę, a samej sobie na zachętę pokazuję zakupy z ostatniego miesiąca. Sama uwielbiam podglądać, Wasze nowości, dlatego dzisiaj z chęcią podzielę się swoimi. Większość kosmetyków używam od ok. dwóch tygodni, dlatego zdecydowałam się na wstępne opinie.


Bobbi Brown Shimmer Brick (219zł) w odcieniu Nectar na mojej liście życzeń pojawił się zimą. W mojej toaletce brakowało mi typowo rozświetlającego różu, dodającego życia mojej twarzy, czegoś odświeżającego. Najbardziej podoba mi się subtelność  i delikatność samego rozświetlacza, ciężko przesadzić. Wygląda pięknie w makijażu dziennym, zero efektu tandety, jest promieniście, tak jak oczekiwałam, tchu mi jednak nie odbiera. Wcale nie jest wyjątkowy i wcale nie trzeba go mieć.  
Wyjątkowy natomiast okazał się Stila Convertible Color (ok.80zł) w kolorze Gerbera. Idealny brzoskwiniowo-różowy produkt w kremie, do ust i policzków. Formułę ubóstwiam. Na policzkach utrzymuje się cały dzień. Wygląda zjawiskowo!! Kolejna na liście życzeń jest Petunia - koralowo-kremowa brzoskwinka. 
Bobbi Brown Corrector (125zł) w odcieniu Light Bisque okazał się wybawcą w ukrywaniu cieni pod oczami. Na skórze jest praktycznie niewidoczny, nie roluje się, a dzięki brzoskwiniowym tonom neutralizuje moje ogromne cienie pod oczami. Na wierzch wklepuję odrobinę ProLongwear, który nadaje porządnego rozświetlenia oczom i jestem gotowa. Kiedy tylko wykończę Mac'owy korektor, muszę znaleźć coć lżejszego do rozświetlania, bo krycia już nie potrzebuję. A Corrector - niezastąpiony!  
Guerlain Meteorites Perles Iluminating Powder (229zł) w odcieniu 02 Clair. Co tu dużo mówić, jest po prostu piękny. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z rozświetlającymi pudrami wykończeniowymi, ale ten wpasowuje się w moje potrzeby idealnie. Utrwala kremowe produkty i pozostawia na twarzy efekt rozświetlonej i wygładzonej twarzy.  


Lancome Nutrix Royal Mains (129zł) to krem do rąk, kupiony spontanicznie niestety. Pozostawia na dłoniach nietłustą, jedwabistą powłokę, co bardzo lubię. Niestety z poziomem nawilżenia kiepsko. Nie dorasta do kremu Clarins, Hand and Nail Treatment, a już tym bardziej do L'occitane, tego z 20% zawartością masła shea. 
Fitr Vichy Capital Soleil SPF50 Velvety Cream (ok.50zł) przeznaczony jest do skóry normalnej, suchej i wrażliwej. Używam z ogromną przyjemnością, zdecydowanie większą, niż filtr Institut Esthederm poprzedniego lata. Vichy cenię przede wszystkich za tę jedwabistą dosłownie warstwę na twarzy. Po kilku minutach od nałożenia mogę bez problemu nakładać make-up. Nic się nie roluje, nie świeci. Póki co, nic mnie nie wysypało.
Xen Tan Dark Lotion Weekly Self-Tan (ok.130zł) to idealny dowód na to, że czasami warto wejść dwa razy do tej samej rzeki. Pierwsze opakowanie wykończyłam z trudem, po długiej przerwie zdecydowałam się na zakup po raz kolejny. Nie żałuję, bo jest naprawdę dobry. W porównaniu do Sienny X nie ma, aż tak intensywnego zapachu samoopalacza.
Świetną, tańszą alternatywą jest Gradual Tanning Moisturizer od Palmers (ok.25zł). Oczywiście efekt opalenizny jest stopniowy, ale za to bardzo naturalny, nie pomarańczowy, bez jakichkolwiek smug. Zimą wystarczała mi jedna aplikacja, żeby uzyskać efekt skóry muśniętej słońcem. W przypadku tego balsamu niestety, zapach samoopalacza jest naprawdę intensywny. Sama zużyłam już 1,5 opakowania. 


Indeed Labs Hydraluron Moisture Boosting Facial Serum (ok.130zł).
Balance Me Cleanse and Smooth Face Balm (ok.100zł). REN Cleansing Balm skończy mi się za parę dni. Idealna pora na wypróbowanie czegoś nowego, tym bardziej, że widzę po mojej skórze, że taki sposób oczyszczania działa na nią bardzo pozytywnie.
Dermalogica Gentle Cream Exfoliant (ok.140-170zł) Niezastąpiony peeling enzymatyczny. Pisałam o nim już wiele razy, jest po prostu najlepszy - delikatny i bardzo skuteczny. Buźka po użyciu jest gładka i promienista.
Lancome Tonique Douceur (125zł). W ostatnich miesiącach używałam toników od Clarins. Jestem w trakcie wersji rumiankowej i choć jego działanie niewiele różni się od wersji z irysem, to osobiście, ze względu na zapach, chylę się bardziej ku temu drugiemu. To już mój drugi tonik Lancome. Doskonale pamiętam różową wersję nawilżającą, z przyjemnością wypróbuje również tę. 
Pai Skincare Rosehip BioRegenerate Fruit & Seed Oil Blend (ok. 90zł). Efekty widoczne już po pierwszym użyciu!! Wszystkie zaczerwienienia zmniejszone, wyprysków mniej, twarz innej kobiety  w lustrze zobaczyłam rano. Moje odkrycie roku, nie koniecznie firmy, a samego działania olejku z dzikiej róży! Cudotwórca! Ten konkretny, wzbogacony jest o witaminę E. 
First Aid Beauty Facial Radiance Pads (ok. 105zł). Jestem mocno zniechęcona duuużym  wysypem na twarzy, szczególnie na brodzie. Mimo wszystko będę używała nadal. Płatki zawierają kwas mlekowy, glikolowy i salicylowy. Opakowanie zawiera 60 płatków. 
Kiehl's Creamy Eye Treatment with Avocado (ok.145zł). Nadal jestem w trakcie pierwszego opakowania, ale ja lubię robić zapasy. Treściwy, odżywczy i nawilżający, używam również na dzień pod makijaż. Żadnego rolowania.  


P.S. Jak odnosicie się do podawanych przeze mnie cen? 
Chciałybyście, żebym w przyszłości podawała Wam ceny pokazywanych kosmetyków (tak, jak w tym poście),
czy wolałybyście pytać o nie np. w komentarzach?
Co o tym myślicie?

3.16.2014

Moroccanoil Treatment Light


Po pierwsze, ogromnie cieszę się, że zdecydowałam się na wersję Light. Moje włosy, cienkie strasznie podatne na obciążenie, nie sądzę, że zniosłyby jeszcze bardziej gęstą i odżywczą formułę. 
Ale od początku. 






Zapach, mhmm.. ach ten zapach. Piękny! Jeszcze żaden z używanych przeze mnie kosmetyków do włosów nie miał tak cudownego zapachu. Słodkawy, lekko kwiatowy, intensywny. Od momentu nałożenia, utrzymuje się na włosach przez cały dzień. Wieczorem, mimo że już wyblakły, to nadal wyczuwalny. 

Popka - do bani. Nie dozuje gładko i niestety nie mamy pełnej kontroli nad produktem. 
Nie sprawdza się zupełnie, w szczególności jeżeli potrzebuję zaledwie pół pompki. Moje włosy sięgają lekko za ramiona. Używając więcej, łatwo je obciążę. 

Jeżeli miałabym porównać konsystencję Morrocanoil do Kerastase Elixir Ultime, ten pierwszy mimo, że rzadszy, to zdecydowanie bardziej odżywczy. Dużo lepiej radzi sobie z odstającymi włosami, lepiej je wygładza. Włosy są śliskie i tak błyszczące jak jeszcze nigdy. 

Gorąco polecam! 


Marka: Moroccanoil
Cena/pojemność: 179zł/100ml
Gdzie kupiłam?: wszystkodowlosow.pl

3.13.2014

Pielęgnacja twarzy



1. Clarins Toning Lotion with Iris (tonik z irysem do skóry mieszanej/tłustej)
Tonik o najpiękniejszym, odświeżającym zapachu. Koi i łagodzi moją mieszaną cerę. Do tej pory nie używałam lepszego. Uwielbiam, dlatego z ciekawości zaopatrzyłam się w wersję z rumiankiem.

2. Bioderma Sensibio H2O płyn micelarny 
Najtańszy z najskuteczniejszych płynów micelarnych.

3. REN Frankincense Revitalising Night Cream (rewitalizująco-odżywczy krem na noc)
Używam już od 2-óch miesięcy. Jego formuła ma nawilżyć, zrewitalizować, nadać blasku, wygładzić i zredukować zmarszczki.
Nawilża pięknie, dogłębnie i na długo, natomiast blasku żadnego nie zauważyłam. Zauważyłam natomiast, że wypryski na twarzy są rano mniejsze i uspokojone. Pachnie prawdziwym, polnym rumiankiem, a konkretnie jego środkową, żółtą częścią. Jest delikatny i nie utrzymuje się długo na skórze. Mój pierwszy krem na noc, który pozostawia mat na twarzy.
Od niedawna na jego miejsce, REN wprowadził nowy V-Cense Revitalising Night Cream, z lekko zmienionym składem.

4. Trilogy Very Gentle Moisturising Cream (delikatny krem nawilżający dla skóry wrażliwej)
Krem posiada właściwości przeciwzapalne, kojące i antyseptyczne. Jego zadaniem jest dogłębne nawilżenie, oraz poprawa bariery ochronnej skóry.
Używam wyłącznie na dzień. Krem o bardzo bogatej konsystencji, która okazuje się niezwykle lekka na skórze. Samo rozprowadzanie jest dość nieprzyjemne, tępe. Po nałożeniu moja twarz świeci się, jak po nałożeniu lekkiego oleju. Na pełne wchłonięcie muszę czekać ok. 10min., ale przynajmniej w tym momencie mam chwilę na śniadanie. Krem niby bezzapachowy, ale jednak z zapachem. Okropnym, kojarzącym mi się z zapachem jogurtu naturalnego. Zanika szybko, ale i tak ten krok w pielęgnacji jest dla mnie koszmarem. Jedyne co zauważyłam, to dobre nawilżenie, żadnych właściwości kojących i całej reszty obietnic. Nie polecam.

5. Dermalogica Gentle Cream Exfoliant (delikatny peeling enzymatyczny)
Najbardziej skuteczny, delikatny, mój ulubiony. Używam niezmiennie od ponad roku, 2-3 razy w tygodniu. Nie zamienię na nic innego. Skóra po nim jest jak nowa. Gładsza i jaśniejsza.

6. Kiehl's Creamy Eye Treatment With Avocado (krem pod oczy z avocado)
Najlepszy!! Gęsty, wydajny, silnie nawilżający (masło Shea na drugim miejscu w składzie, zawiera również olejek z avocado, oraz wit. A). Nie podrażnia, nie roluje się pod makijażem. Do tej pory używałam krem pod oczy Bobbi Brown (który widocznie zmniejszył moje zmarszczki pod oczami, ale zagwarantował mi również zaczerwienione oczy przez 24/h), oraz Kanebo (który nie robił nic, poza natłuszczaniem okolicy pod oczami) i żaden z nich nie może równać się z tym od Kiehl's.


7. REN No.1 Purity Cleansing Balm (balsam do demakijażu)
Cudo! Zapach słodkiej róży. Używam wieczorem ze ściereczką muślinową do zmywania makijażu. Niewielką ilość ogrzewam suchymi opuszkami palców, przez co balsam przekształca się w lekki olej. Rozprowadzam na suchą twarz i masuję przez 1-2 minuty. Dodaję niewielką ilość wody, przez co konsystencja oleju przekształca się konsystencję mleczka. Masuję jeszcze chwilę i zmywam używając ściereczki. Tak właśnie zmywam makijaż (poza oczami, do demakijażu oczu używam Biodermy). Cały proces powtarzam, raz jeszcze, żeby mieć pewność, że zmyłam WSZYSTKO.  Skóra po użyciu jest  mięciutka, nawilżona, nie czuję żadnego ściągnięcia, ale też żadnej warstwy, która mogłaby skórę przyduszać. Efekty zauważyłam już po pierwszym użyciu, kiedy obudziłam się kolejnego dnia rano. Skóra była bardzo rozjaśniona, wypryski zmniejszone, jestem zachwycona!
Jedynym minusem jest opakowanie.



Poprzedni post o mojej pielęgnacji cery znajdziecie TUTAJ