10.20.2013

Ole Henriksen Narture Me - Soothing Creme

Do kremu Ole Henriksen Narture Me przyciągnął mnie przede wszystkim bardzo ładny skład. Witamina A, E, B5, oraz witamina C, mnóstwo naturalnych olejków (z nasion słonecznika, owoców dzikiej róży, oraz kiełków pszenicy, ) a także ekstraktów (z nagietka, rumianku, grejpfruta i pomarańczy).
Sam krem przeznaczony jest do skóry wrażliwej. Jego zadaniem jest ją koić, łagodzić i intensywnie ją nawilżać. Ma chronić skórę przed negatywnym wpływem środowiska, wzmacniając jej naturalne mechanizmy obronne. 

 





Recenzję zaczynam, jak zawsze od zapachu :] Dość intensywny, imitujący pomarańczę. Tak właściwie pachnie mi on raczej olejkiem pomarańczowym do pieczenia ciast niż prawdziwą pomarańczą i utrzymuje się na skórze ok.2h.
To, co dziwi mnie najbardziej, to sam fakt, że krem przeznaczony do cery wrażliwej posiada tak intensywny zapach i kolor. Mnie na szczęście, ani nie podrażnia, ani nie przeszkadza, choć wiem, że wiele osób miałoby z tym problem.

Konsystencja jest bardzo lekka, wręcz kremowo-żelowa. Sam krem wchłania się błyskawicznie i stanowi dość dobrą bazę pod makijaż. Nie pozostawia na skórze jakiejkolwiek, nieprzyjemnej warstwy. W ciągu dnia nie powoduje w jakikolwiek sposób przetłuszczania się lub niezdrowego błyszczenia skóry. Nie spowodował u mnie zapchania porów, co w większości kosmetyków jest moją zmorą!

Po 1,5 miesiąca nieprzerwanego stosowania raz dziennie, zauważyłam znaczne rozjaśnienie mojej twarzy. Skóra wygląda na świeżą, a wiecznie czerwone policzki, jakby się uspokoiły i rozjaśniały. Za każdym razem, kiedy patrzę w lustro nie mogę się nadziwić, co takiego się stało, że koloryt mojej twarzy tak znacząco się wyrównał. Pod tym względem jest znakomity!!

Jedynym jego minusem jest jak dla mnie zbyt słabe nawilżenie. Moja skóra jest miękka i czuje się nawilżona jedynie przez pierwsze 2 godziny. Mój podkład nie wygląda na niej tak dobrze, jak wyglądał w czasie używania mojego ukochanego kremu REN [recenzja]

Z przyjemnością zużyję ten (niestety plastikowy) słoiczek do końca, bo jeszcze żaden specyfik nie dał mi tak widocznych efektów. Jeśli jednak miałabym wybierać, to wolałabym postawić na porządne nawilżenie bez rozjaśnienia, niż na rozjaśnienie bez wystarczającego nawilżenia. 

Ole Henriksen nie testuje na zwierzętach.  



Marka: Ole Henriksen
Cena/pojemność: ok.210zł/50ml
Gdzie kupiłam?: feelunique.com/ dostępny również na strawberrynet.com

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. jestem, jestem i zaraz będę u Ciebie :*

      Usuń
    2. Agata, Ty to mnie już w ogóle nie kochasz chlip :(

      Usuń
  2. Gdzie te parabeny na końcu? Bardzo przyzwoity skład. Sam krem wygląda jak budyń malinowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie nie gdzie te parabeny. szykując tego posta analizowałam skład ze strony internetowej, zamiast z pudełka leżącego pod nosem. dzięki za uwagę, zaraz wstawię poprawki :)

      Usuń
  3. Ciekawy ten krem, ale jak słabo nawilża to juz porażka :)

    OdpowiedzUsuń