Ponieważ minęły już trzy miesiące, od zaczęłam używać Lancome Definicils, mascarę która swoją drogą jest dość przyzwoita (nie kruszy się, nie odbija na powiekach, jest trwała, lekko klei rzęsy, wydłuża i delikatnie pogrubia. Jest przyzwoita, choć spektakularnego efektu na rzęsach nią nie uzyskałam), dlatego tym razem zdecydowałam się na hit sprzed kilku miesięcy od Guerlain.
Opakowanie Maxi Lash, jak same widzicie - cudowne. Złote, luksusowe, które same w sobie jest znakomitą zapowiedzią samego tuszu. Zadaniem tuszu z kolei jest podkręcanie, wydłużanie i utrzymywanie uzyskanego efektu, bez sklejania i obciążania.
Sam tusz rozprowadza się po rzęsach jak marzenie - równomiernie, bez grudek.
Pierwszy raz mam styczność z tak niesamowitą mascarą. Nie skleja rzęs, mimo nakładania kolejnych warstw. Rzęsy pozostają miękkie, nie twardnieją, jak po spryskaniu lakierem do włosów. Tusz utrzymuje się na rzęsach w stanie nienaruszonym do momentu wieczornego demakijażu, bez osypywania się lub odbijania na powiekach. No i ten fiołkowy zapach, mhmm :]
Podsumowując, Maxi Lash to zdecydowanie najlepsza mascara, jaką miałam okazję do tej pory używać. Znakomita jakość, którą gorąco polecam.
Marka: Guerlain
Cena/pojemność: 144zł/8,5ml
Gdzie kupiłam?: Douglas
Jak polecasz to wypróbuję po wykończeniu swoich mascar. :)
OdpowiedzUsuńEfekt jest zachecajacy:)
OdpowiedzUsuńa to podkręcone rzęsy, czy ta mascara daje taki efekt? prezentuje się bosko! Kocham
OdpowiedzUsuńwspomogłam się zalotką :)
UsuńSkoro polecasz, to muszę spróbować :) Efekt jest piorunujący!
OdpowiedzUsuńrewelacja:)
OdpowiedzUsuńPiękny efekt! Miałam jego fioletowego brata z ubiegłorocznej wiosennej limitowanki i również bylam zadowolona:)
OdpowiedzUsuńhttp://agawkrainieczarow.blogspot.com/